Za tydzień będę już chyba tzw. słomianą wdową. Zbliża się TEN dzień, ÓW dzień, radosny i smutny jednocześnie. Czeka nas rozstanie. Długie. Jak długie? Tak długie jak tylko dom będzie tego wymagał. ON jedzie wreszcie w praktyce realizować to, co od miesięcy śledzi tylko przez ekran komputera. Cała zgromadzona wiedza budowlana będzie teraz wykorzystywana na co dzień. A na zdjęciach jasno i wyraźnie widać, że roboty jest od metra. Rączki GO już swędzą do tej pracy, myśli wyłącznie wokół domu krążą a wyobraźnia nie daje spokoju dniem i nocą. Posegregowane narzędzia, wypieszczone maszyny, przemyślane koncepcje. Teraz tylko brać się do pracy i obserwować każdego dnia efekty działania.
Jeszcze tylko parę belek po drodze do przeskoczenia... takich w postaci różnych utrudnień żeby nie było za łatwo.
A to, że dom funkcjonuje w papierach jako budynek gospodarczy a nie mieszkalny, a to że postawiony przecież w 1928, nie 4 metry od granicy działki a 3 m i 20 cm. Kto wtedy dbał o takie detale, zresztą prawo pewnie stanowiło inaczej niż obecnie. Jeszcze nie wiemy co, jeszcze nie wiemy jak, jeszcze nie.... ale się uczymy.
W każdym razie zerkam sobie wstecz i patrzę i oczom nie wierzę. W kwietniu minęły dokładnie 3 lata naszej niemieckiej emigracji. Wszystko można o nas powiedzieć ale nie to, że się obijamy i że nie idziemy do celu jak burza. Skąd mamy te siły, sama nie wiem. Tzn. wiem.... i czerpię i chłonę i zasysam.
Jest dobrze. Jest świetnie i niech tylko JEMU sił i zdrowia starczy żeby ratować naszego staruszka i aby jak najszybciej tchnąć w niego nowe życie, nasze życie.
Jeszcze tylko parę belek po drodze do przeskoczenia... takich w postaci różnych utrudnień żeby nie było za łatwo.
A to, że dom funkcjonuje w papierach jako budynek gospodarczy a nie mieszkalny, a to że postawiony przecież w 1928, nie 4 metry od granicy działki a 3 m i 20 cm. Kto wtedy dbał o takie detale, zresztą prawo pewnie stanowiło inaczej niż obecnie. Jeszcze nie wiemy co, jeszcze nie wiemy jak, jeszcze nie.... ale się uczymy.
W każdym razie zerkam sobie wstecz i patrzę i oczom nie wierzę. W kwietniu minęły dokładnie 3 lata naszej niemieckiej emigracji. Wszystko można o nas powiedzieć ale nie to, że się obijamy i że nie idziemy do celu jak burza. Skąd mamy te siły, sama nie wiem. Tzn. wiem.... i czerpię i chłonę i zasysam.
Jest dobrze. Jest świetnie i niech tylko JEMU sił i zdrowia starczy żeby ratować naszego staruszka i aby jak najszybciej tchnąć w niego nowe życie, nasze życie.
Będzie dobrze, ani się obejrzysz, jak już będziecie mieszkali razem w Waszym wymarzonym Domu.
OdpowiedzUsuńPS Mnie na początku marca minęło 8 lat od emigracji ;)
ściskam!
Trzymam kciuki za Was!
OdpowiedzUsuńPozdrówki!
ale wiecie, że TO może potrwać.... np. z rok albo i dwa.
OdpowiedzUsuńEj Sąsiad no ja wiem, że Ty realista jesteś a raczej do grona idealistów się zaliczam ale wierzę, że w tej kwestii spotkamy się gdzieś po środku :-)
Usuńściśle rzecz ujmując, to jak jestem w tym temacie Praktyk :) - drugi rok nam mija...
UsuńDacie radę. Będzie cieszył każdy pracowity dzień, a dom z dnia na dzień będzie piękniał.
OdpowiedzUsuń3mam kciuki również.
Jak ja Wam zazdroszczę odwagi...
OdpowiedzUsuńBuziaki przesyłam :))
OdpowiedzUsuńJolinko i my Tobie ze 4 tuziny :-)
UsuńNo to...wzniesiemy przy najbliższej okazji toast za szybki i szczęśliwy finał.
OdpowiedzUsuńwłaśnie tak do nas mówcie :-)))
Usuń