Są piękne te z duszą i te zwyczajne, bez uniesień większych gdy się na nie spogląda, zrujnowane do granic możliwości i te utrzymane w dobrych warunkach ale bez tego 'czegoś' co porywa, co każe już, teraz biec w ich stronę, są śmiesznie tanie bo usytuowane w teoretycznie niezbyt atrakcyjnej krainie i te za kwoty nieosiągalne nawet za lat sto. Jak podoba się bryła to znów jakiś dom sąsiedzki zbyt blisko jest położony, jak okolica piękna i dzicz kompletna to dom bez dachu, w ruinie nieopisanej i nadającej się tylko do rozbiórki. Jak cena pasuje i sama nieruchomość nas porusza, to znów adnotacja z boku krzyczy na czerwono, że "sprzedane". Jak JEMU się podoba to ja znajduję milion ALE, dla których nie ma co się danym obiektem interesować.
Strachu we mnie mnóstwo do tego stopnia, że zamiast radować się i z pasją przyglądać kolejnym propozycjom wyszukanym tylko przez NIEGO /przyznaję, że ja nie szukam/, to nie umiem wgryźć się w kolejne propozycje bo... no właśnie bo co?
Musimy planować niebawem, za tygodni kilka, kolejną wyprawę, rekonesans niezbędny, kilkudniowy zaledwie ale ja wyszukuję sto przeciwności losu, żeby odłożyć to na kolejne tygodnie. Szaleństwo mnie opuściło i wkrada się taki nielubiany przeze mnie i hamujący mi działanie... racjonalizm. Brrr......
No bo co będzie, jak pojedziemy, spodoba się nam, zakochamy się w sobie na nowo a kraina wraz z domem przygarnie nas swymi witkami niewidzialnymi, gdy nagle kieszeń i konto powiedzą nam radykalnie, że JESZCZE NIE! Jeszcze Was na to nie stać!
My wtedy odpowiemy, że są kredyty, są inne formy zdobycia brakujących pieniędzy, milion opcji zapłaty i dogadania się z właścicielem... ale właśnie w tym momencie pojawia się w mojej głowie taki wielki znak STOP, hamulec bezpieczeństwa odblokowuje się i ruszyć mojej głowie dalej nie pozwala. Mózg zatrzymany, wyobraźnia idzie na urlop. Nie ma mnie. Kamień na duszy wisi.
Chcę ale ... nie to, że się boję tylko właśnie dalej pójść nie umiem. Ale ... wiem, doskonale, że jak już pójdę to absolutnie nie pożałuję, że mi intuicja zawsze /no prawie/ dobrze doradza a w połączeniu z umiejętnością analizy i jeszcze JEGO rozeznaniem w bardziej fachowych kwestiach budowlanych, do których ja się staram nie wtrącać, musimy /no bo nie ma innej opcji/ osiągnąć SUKCES.
Te wszystkie wichry i tornada nad moją głową sprowadzają się zwyczajnie do tego, że w wyborze TEGO JEDYNEGO MIEJSCA, nie ma już przestrzeni na żadną tymczasowość. Ta decyzja musi być dojrzała, nie może sobie pozwolić na błędy, których potem nie będziemy w stanie naprawić, musi być stuprocentowa i choć pewnie obciążona niejednym kompromisem, to jednak... no co mogę więcej napisać... no sami czujecie, że ciężar jest.
No to, żeby lżej się zrobiło... prezentujemy lipiec na naszym balkonie
Strachu we mnie mnóstwo do tego stopnia, że zamiast radować się i z pasją przyglądać kolejnym propozycjom wyszukanym tylko przez NIEGO /przyznaję, że ja nie szukam/, to nie umiem wgryźć się w kolejne propozycje bo... no właśnie bo co?
Musimy planować niebawem, za tygodni kilka, kolejną wyprawę, rekonesans niezbędny, kilkudniowy zaledwie ale ja wyszukuję sto przeciwności losu, żeby odłożyć to na kolejne tygodnie. Szaleństwo mnie opuściło i wkrada się taki nielubiany przeze mnie i hamujący mi działanie... racjonalizm. Brrr......
No bo co będzie, jak pojedziemy, spodoba się nam, zakochamy się w sobie na nowo a kraina wraz z domem przygarnie nas swymi witkami niewidzialnymi, gdy nagle kieszeń i konto powiedzą nam radykalnie, że JESZCZE NIE! Jeszcze Was na to nie stać!
My wtedy odpowiemy, że są kredyty, są inne formy zdobycia brakujących pieniędzy, milion opcji zapłaty i dogadania się z właścicielem... ale właśnie w tym momencie pojawia się w mojej głowie taki wielki znak STOP, hamulec bezpieczeństwa odblokowuje się i ruszyć mojej głowie dalej nie pozwala. Mózg zatrzymany, wyobraźnia idzie na urlop. Nie ma mnie. Kamień na duszy wisi.
Chcę ale ... nie to, że się boję tylko właśnie dalej pójść nie umiem. Ale ... wiem, doskonale, że jak już pójdę to absolutnie nie pożałuję, że mi intuicja zawsze /no prawie/ dobrze doradza a w połączeniu z umiejętnością analizy i jeszcze JEGO rozeznaniem w bardziej fachowych kwestiach budowlanych, do których ja się staram nie wtrącać, musimy /no bo nie ma innej opcji/ osiągnąć SUKCES.
Te wszystkie wichry i tornada nad moją głową sprowadzają się zwyczajnie do tego, że w wyborze TEGO JEDYNEGO MIEJSCA, nie ma już przestrzeni na żadną tymczasowość. Ta decyzja musi być dojrzała, nie może sobie pozwolić na błędy, których potem nie będziemy w stanie naprawić, musi być stuprocentowa i choć pewnie obciążona niejednym kompromisem, to jednak... no co mogę więcej napisać... no sami czujecie, że ciężar jest.
No to, żeby lżej się zrobiło... prezentujemy lipiec na naszym balkonie
znam ten temat.... my likwidujemy stary/nowy/ dom i kupujemy nowy...stary.... szukalismy długo, oglądaliśmy wiele, i czasami serce moje juz żywiej zabiło....ale... były różne blokady...i racjonalne spojrzenie....
OdpowiedzUsuńteraz myśle powoli dobijamy do portu...tobie też tego życzę
buziaki
ja i tak Was podziwiam za to, że snujecie te plany i marzycie, a na końcu spełnicie to marzenie:) Wybór ważna rzecz, ale wierzę w to, że jak już Was te niewidzialne witki oplotą to to będzie właśnie TO miejsce:) I bez względu na to, czy za chwilę, czy za jakiś czas to znajdziecie tą Polanę... bo ja już się szykuję na wczasy;)
OdpowiedzUsuńsie nie bój. A może to ta nieodwołalność, utrata możliwości zawartych w poszukiwaniu przestrasza? A może tak fajnie jest być przed i mieć wolność tysiąca możliwości wyboru? na pewno intuicja ci dobrze podpowie, na pewno. Życzę spokoju.
OdpowiedzUsuńOjj znam ten hamulec .... jak szukaliśmy domu dla nas wszędzie widziałam to ALE i ten strach jak bezie a teraz mija już 4 lata i jest tak jak nigdy by nie było gdybyśmy nie przełamali tej bariery. Trzymam kciuki i idź przez życie tak jakby jutra miało nie być, bo w tym jest cały ten KLUCZ do szczęścia :)
OdpowiedzUsuńOj, jak ja znam ten strach ...
OdpowiedzUsuńNam życie bardzo ułatwiło wybór :) Tak się wszystko poukładało, że najpierw sprzedaliśmy mieszkanie, w którym mieszkaliśmy, a później szukaliśmy domu.
Mieliśmy na to 2 tygodnie! Gdyby nie to, może szukalibyśmy latami? Nie wiem i nigdy się nie dowiem. Kupiliśmy dom, którego nikt rozsądny chyba by nie kupił ...
Życzę Ci żeby Twój rozsądek pozostał mądrym, cichutkim doradcą i nie paraliżował strachem!
A i tak będzie, jak ma być ... :):0:)
Jak sie znajdzie odpowiednie miejsce, to bedziesz o tym wiedziala, serce Ci powie!
OdpowiedzUsuńMysmy doszli do wniosku ze kupowac domu to nie ma co, pobudujemy sie ekologicznie, o czym pisze (dosc krotko) we wczorajszym poscie.
wytrwalosci i odwagi zycze :)) oraz znalezienia TEGO miejsca wkrotce!
Tego strachu nie znają chyba tylko ludzie kompletnie pozbawieni wyobraźni! :D
OdpowiedzUsuńTrzymamy kciuki niezmiennie!
Nas w Kosztowej przywitała tęcza i niezwykle życzliwi ludzie. :D Zdaje się, że Miejsce samo nas wybrało, a nie my Je.
Myślę, że kiedy znajdziecie już to prawdziwie wasze miejsce na ziemi - będziecie wiedzieć, że to TO i że czas jest odpowiedni!
OdpowiedzUsuńUściski
A.
My chyba jesteśmy TU wyjątkami ,mieszkamy w 11 miejscu w ciągu 25 lat mamy w tej chwili mamy 5 dom z kolei. Możemy Wam powiedzieć z własnego doświadczenia ,jest to trochę nie zgodne z Polską mentalnością i tradycja ale dom nie musi być NA ZAWSZE przecież gdy po kilku latach sprawdzicie że coś jest nie tak zawsze można sprzedać i wędrować dalej. Jedyne co jest potrzebne to odwaga w podejmowaniu decyzji.
OdpowiedzUsuńNasze domy (te poprzednie)zawsze kupowali ,,Tacy jak Wy" młodzi ludzie z miasta (chyba kwestia trafiania w gust) było to już 4 razy. Na początku zawsze mieli oni błysk w oczach i głowy pełne planów. Na te 4 razy ,,średnim powodzeniem" zakończony jest jak do tej pory 1 ,,przypadek"
Może uznacie to co piszemy za nie fajne z naszej strony ,ale my z całej TU bywającej ekipy mamy chyba największe doświadczenie i staż. TRZEBA PO PROSTU ZAMKNĄĆ OCZY I SKOCZYĆ NA GŁĘBOKĄ WODĘ .Nigdy na początku nie będziesz wiedzieć CZY NA PEWNO TAK ,czasem trzeba 2-3-5 lat aby poznać + i - a wtedy jeśli masz odwagę zawsze możesz zmienić rzeczywistość :)
Bo kto Wam zagwarantuje że TO jest właśnie TO .To nie jest kiełbaska tego się nie da powąchać :)
Pozdrawiamy i życzymy ODWAGI a nie strachu,strach to zły doradca.
W sumie ten strach to mniej strach a bardziej zamęt i chaos no i ... :-) strach przed tym, że może wiemy jeszcze zbyt mało, że może ... no sama nie wiem. Ale jedno wiem, że jak się Nasza Polana pojawi to ją zaznaczymy, obsikamy, naplujemy i nikomu nie odpuścimy.
UsuńCo do zmiany miejsca zamieszkania tyle razy co Wy... hm... ja powiem Wam tak... wychowałam się w pierwszych latach życia na 19 metrach kwadratowych z rodzicami, potem była przeprowadzka do.... 25 metrów kwadratowych ... także z rodzicami i tam... potem już sama, przemieszkałam lat 27, a potem było wynajmowanie kawalerki o metrażu niewiele większym... no a teraz... też klitka.
Ja chcę DOMUUUUU, PRZESTRZENIIIII i jak ją już oswoję to nie zamierzam zmieniać ani się wyprowadzać. Owszem, życie tworzy różne scenariusze ale nasz plan na razie nie uwzględnia wyprowadzki z Naszej Polany :-) pozdrowienia
Nie bój się. Być może ta Twoja blokada, to nie jest strach tylko jeszcze nie czas Twój. Pozdrawiam i kciuki trzymam nieustająco za Waszą Polanę, gdziekolwiek ona jest. Kiedyś przecież ją odnajdziecie
OdpowiedzUsuńSzukamy to i znajdziemy... :-) a kto szuka ten znajduje. Dziękujemy za trzymanie rogatych kciuków :-)
UsuńMyślę,że prawdziwy strach,to strach przed zaufaniem tej drugiej osobie na zawsze.Dom,to tylko przedmiot,jak każdy inny...
OdpowiedzUsuńzgoda absolutna ale ... jak się ma ulokować gdzieś fundusze zebrane w takim pocie czoła i niemałym także poświęceniem... to jednak strach też ma swoje miejsce. Ale spoko, spoko... nie jest aż tak źle jakby się mogło wydawać. Pozdrowienia
UsuńJa to znam. Ja miałam paraliż przed kupnem mieszkania, a co dopiero domu! Ale pocieszam, że raz podjęta decyzja powoduje rozwianie wątpliwości. TO miejsce samo Was zaprosi. Zobaczycie.
OdpowiedzUsuńCześć, fajny post, dopiero teraz zajrzałem.
OdpowiedzUsuńChcę Ci napisać tak: nie przejmuj się za bardzo. Ułoży się samo i to niekoniecznie tak, jak zakładasz :). Od momentu, kiedy my zdecydowaliśmy się zrobić "ten krok" (tak ze 2-3 lata temu) świat się cholernie zmienił i my się zmieniliśmy. Zweryfikowaliśmy "tamte" pomysły i mamy nowe, i ciągle je modyfikujemy, bo nasze założenia okazały się delikatnie mówiąc... niedokładne :) Ale kierunek słuszny i trzeba powoli robić swoje.
Planujcie, kombinujcie, sprawdzajcie, wymyślajcie, przewidujcie i nie rzucajcie się na szeroką wodę, raczej przyszykujcie się, żeby popłynąć z prądem. No żeby było na czym i jak :) Powodzenia! Sąsiad
dziękujemy Sąsiedzie :-) za wizytę u nas i za słowo mądre. Co prawda treść tego posta jest czasem aktualna a czasem nie to jednak warto zawsze mieć w zanadrzu rady tych mądrzejszych, co już przeszli tę drogę i chleb jedli z tego pieca, z którego my jeszcze nie... :-)
Usuńpozdrowienia serdeczne