sobota, 9 kwietnia 2016

wypalenie

Mijają dni i tygodnie. Cała energia koncentruje się na tym co tu i teraz, z minimalną jednak nutą tego co potem, co jutro, co w przyszłości. Nasza drewniana chata ma teraz na sobie tyle naszej energii, że na resztę nie ma czasu. Zwyczajnie. Pokrzywy budzą się do życia. Rosną jak szalone a ja kocham je jak nigdy przedtem. A łąki całe, calutkie pokryte dywanami pierwiosnków i nawet u nas ich żółte buźki uśmiechają się co rano i już się boję, że w tym tygodniu jednak przekwitną. Pierwiosnki znałam tylko z opowieści i obrazków. A tu... szaleństwo pierwiosnkowe. No i kaczeńce. "Kaczeńce zboczeńce" śpiewałam kiedyś z Anetą podczas wyjazdu w Bieszczady.
U sąsiadów przekochana 3-tygodniowa jałóweczka Zuzia, która liże i ssie moje palce. Coś pięknego!
Bronek śmierdzi codziennie obornikiem z pól i pewnie zdziwi wielu fakt, że uwielbiam ten jego smrodek. Lubię! Ogólnie lubię to nasze nowe życie i nie zamieniłabym go na żadne inne.
Ale... jednak obserwuję wielkie wypalenie w pisaniu. Może nawet nie tyle wypalenie co brak chęci i potrzeby pisania. Bywa i chyba wiele osób zna ten stan.
Nie wiem kiedy ponownie będę tu pisać.Może jutro, może...