Dobrze jest tak usiąść sobie wieczorem, przemyśleć, przeanalizować i dojść do wniosku niezbyt trudnego, że w ogólnym rozrachunku to jest BARDZO DOBRZE i że tak miało być. Ogród warzywny daje plony, drzewa w sadzie dającym jednocześnie kojący cień, urodzajne są w owoce.
Jabłka spadają systematycznie na ziemię, śliwy już w blokach startowych. Oj tak... roboty każdego dnia jest sporo. No bo jeszcze te niesforne kurki nonstop rosną w lesie i spokoju uzależnionym od zbieractwa nie dają. Przerabiamy sporo wszystkiego na różne rzeczy i wieczorami czuć w krzyżu lekkie zmęczenie ale przecież wystarczy wyjść przed dom i spojrzeć głęboko gwiazdom w oczy, ujrzeć ich ogrom i wyrazistość a już robi się lepiej zmęczonemu ciału na duszy.
W istocie jest tu dla obserwatorów nieba raj bo oświetlenia sztucznego w zasadzie brak, a gwiezdne światełka wydają się wisieć tuż nad głowami.
Obserwuję też inne zjawiska przyrodnicze. Zdecydowanie więcej u nas ptactwa niż rok temu. Teraz mają śliwkowy i jabłkowy raj. Zdaje się, że najbardziej lubią do nas zaglądać kopciuszki, sójki, kwiczoły oraz pliszki. Mamy też piękne okazy motyli. Rusałka admirał w ilościach szalonych a zdarza się też kraśnik goryszowiec. Człowiek się edukować wciąż musi bo chce wiedzieć przecież z kim na zewnątrz ma do czynienia.
Zachody słońca też są piękną nagrodą na koniec dnia. Bierzemy się wtedy za ręce i spacerując obserwujemy chmury, ich blaski i prześwity. Każdego dnia inny obraz nam się maluje, każdego dnia kompletnie różna sceneria na niebie. Dzień się układa do snu i koi cały świat widokami nieziemskimi. Dobrze zapisać to sobie w pamięci i zerkając ponownie na firmament nieba, samemu szukać ukojenia już we własnym łóżku.
A więc cieszy... cieszy każdy dojrzewający pomidor, poziomka na krzaczku, które z nasionek samodzielnie wyhodowałam. Raduje uśmiechnięta buzia słonecznika, czerwone liście buraka i rachityczne łodygi bobu, z którego udało się jedynie garstkę zdrowych strąków zebrać. Całą resztę robak jakiś zaatakował, pożarło coś... nie wiem co... smacznego, na zdrowie.
No i zwierzaki. Bronuś, Niuniol oraz nowa koleżanka Wolta. Wolta to warszawianka, która przyjechała do nas w czerwcu na wakacje i nadal się wakacjuje. Dobrze jej tu. Rodzina tęskni za nią ale na razie jeszcze biega po łąkach i obszczekuje miejscowe traktory. Mają chyba się z Bronkiem ku sobie. Swoją drogą uczą się wiele od siebie. Wspólnej zabawy, radości z wielkiego drewnianego kija, który można wywijać, rzucać, skakać przez niego i warczeć.
Gości mamy wspaniałych. Dobrych, pozytywnych, spragnionych ewidentnie nicnierobienia, względnie włóczenia się po łąkach i lasach, wędrowania po wsiach łemkowskich, spać chodzenia prawie z kurami oraz rozmów miłych, dobrych, niezobowiązujących... takich zwyczajnych. Jakie to dobre, że nikt nie pyta "a to gdzie macie telewizor?", że nawet mięsolubni potrafią docenić kuchnię warzywną i wytrwać w niej wiele dni, przyznając że są najedzeni i że było smacznie. Że każdy jakoś odruchowo wieczorem ścisza głos szanując chęć wypoczynku u innych.
Jest dobrze.
a dla tego kto odpowie jako pierwszy/pierwsza co to na tych ostatnich zdjęciach tak kwitnie na biało mam nagrodę wysyłkową w postaci słoiczka kurek marynowanych. A co ... zróbmy sobie prezent!!!
Ściskam Was wszystkich i dziękuję za wszelkie komentarze, na które chwilowo ciężko mi na bieżąco odpowiadać. Zrozumcie proszę zapracowaną babę ze wsi polskiej.
Jabłka spadają systematycznie na ziemię, śliwy już w blokach startowych. Oj tak... roboty każdego dnia jest sporo. No bo jeszcze te niesforne kurki nonstop rosną w lesie i spokoju uzależnionym od zbieractwa nie dają. Przerabiamy sporo wszystkiego na różne rzeczy i wieczorami czuć w krzyżu lekkie zmęczenie ale przecież wystarczy wyjść przed dom i spojrzeć głęboko gwiazdom w oczy, ujrzeć ich ogrom i wyrazistość a już robi się lepiej zmęczonemu ciału na duszy.
W istocie jest tu dla obserwatorów nieba raj bo oświetlenia sztucznego w zasadzie brak, a gwiezdne światełka wydają się wisieć tuż nad głowami.
Obserwuję też inne zjawiska przyrodnicze. Zdecydowanie więcej u nas ptactwa niż rok temu. Teraz mają śliwkowy i jabłkowy raj. Zdaje się, że najbardziej lubią do nas zaglądać kopciuszki, sójki, kwiczoły oraz pliszki. Mamy też piękne okazy motyli. Rusałka admirał w ilościach szalonych a zdarza się też kraśnik goryszowiec. Człowiek się edukować wciąż musi bo chce wiedzieć przecież z kim na zewnątrz ma do czynienia.
Zachody słońca też są piękną nagrodą na koniec dnia. Bierzemy się wtedy za ręce i spacerując obserwujemy chmury, ich blaski i prześwity. Każdego dnia inny obraz nam się maluje, każdego dnia kompletnie różna sceneria na niebie. Dzień się układa do snu i koi cały świat widokami nieziemskimi. Dobrze zapisać to sobie w pamięci i zerkając ponownie na firmament nieba, samemu szukać ukojenia już we własnym łóżku.
A więc cieszy... cieszy każdy dojrzewający pomidor, poziomka na krzaczku, które z nasionek samodzielnie wyhodowałam. Raduje uśmiechnięta buzia słonecznika, czerwone liście buraka i rachityczne łodygi bobu, z którego udało się jedynie garstkę zdrowych strąków zebrać. Całą resztę robak jakiś zaatakował, pożarło coś... nie wiem co... smacznego, na zdrowie.
No i zwierzaki. Bronuś, Niuniol oraz nowa koleżanka Wolta. Wolta to warszawianka, która przyjechała do nas w czerwcu na wakacje i nadal się wakacjuje. Dobrze jej tu. Rodzina tęskni za nią ale na razie jeszcze biega po łąkach i obszczekuje miejscowe traktory. Mają chyba się z Bronkiem ku sobie. Swoją drogą uczą się wiele od siebie. Wspólnej zabawy, radości z wielkiego drewnianego kija, który można wywijać, rzucać, skakać przez niego i warczeć.
Gości mamy wspaniałych. Dobrych, pozytywnych, spragnionych ewidentnie nicnierobienia, względnie włóczenia się po łąkach i lasach, wędrowania po wsiach łemkowskich, spać chodzenia prawie z kurami oraz rozmów miłych, dobrych, niezobowiązujących... takich zwyczajnych. Jakie to dobre, że nikt nie pyta "a to gdzie macie telewizor?", że nawet mięsolubni potrafią docenić kuchnię warzywną i wytrwać w niej wiele dni, przyznając że są najedzeni i że było smacznie. Że każdy jakoś odruchowo wieczorem ścisza głos szanując chęć wypoczynku u innych.
Jest dobrze.
a dla tego kto odpowie jako pierwszy/pierwsza co to na tych ostatnich zdjęciach tak kwitnie na biało mam nagrodę wysyłkową w postaci słoiczka kurek marynowanych. A co ... zróbmy sobie prezent!!!
Ściskam Was wszystkich i dziękuję za wszelkie komentarze, na które chwilowo ciężko mi na bieżąco odpowiadać. Zrozumcie proszę zapracowaną babę ze wsi polskiej.
Kolendra :) alez u Was cudownie, zazdroszczę tej ciszy :) pozdrawiam z Kaszub :)
OdpowiedzUsuńBrawo Lamia, konkurs widocznie zbyt prosty dla tak zaawansowanych roślinnie osób jak Ty. Grzybki niebawem pofruną do Ciebie. pozdrowienia z Beskidu Niskiego. :-)
Usuńnawet nie wiesz jak się cieszę, grzybki będę konsumować z pełną celebrą :)- bardzo, bardzo dziękuję - pozdrowienia z Kaszub
UsuńCiesze sie bardzo, ze jestes szczesliwa i znalazlas swoje miejsce na ziemi! TAK PRZEZYWAJ ZYCIE!!!
OdpowiedzUsuńCzasem jest zmęczenie ale lubię tę tyrkę. Życie ma wtedy intensywniejszy smak Mamo :-)
UsuńDobrze, ze czujecie sie spelnieni. Dzieki, ze dzielisz sie tym z nami; tak pieknie o tym piszesz.
OdpowiedzUsuńGoscie 'sciszajacy glos wieczorem' sa prawdziwym darem
Niech nadal bedzie dobrze
No tak tacy ludzie to dar... PRZEdar!!! Niech będzie dobrze. Zawsze zgadzam się z Twoimi słowami. Dobrego Dnia Gall.
Usuńtak bardzo się cieszę widząc was trzymających się za ręce pod zachodem słońca :-)
OdpowiedzUsuńa ja się cieszę, że Ty to widzisz... no ale kto ma widzieć jak nie Ty :-), nie masz tu jakiś ogrodów do ogarnięcia? albo po prostu nie masz tu jakiegoś czegoś do załatwienia? albo po prostu ... odwiedźcie nas z Anką Weganką i Marianem. No!
UsuńKolendra, chociaż nie jestem pierwsza. Ale nic. Dobrze, że jest dobrze.
OdpowiedzUsuńKolendrowo pozdrawiamy i chcemy tylko rzec po cichu, że konik polski marzy się nam dnia pewnego. Jeszcze dużo wody w polskich rzekach upłynie ale będzie dobrze, oj będzie :-)
Usuń