czwartek, 10 grudnia 2015

że to niby zachowanie karygodne jest

Tak ostatnio usłyszałam od mojej Matki Chrzestnej. Że nie piszę, że się lenię i że nie daję znać co u nas, jakie nowości itepe itede. No to się biorę do roboty choć szczerze powiedziawszy to właśnie pisząc te słowa od roboty fizyczno-umysłowej chwilowo wypoczywam. A dzieje się u nas nie mało.
Po pierwsze rój dobrych... gdzie tam.... najlepszych!!! Aniołów zleciał się nad nasze głowy i to one sprawiły, że nam się nie nudzi, emocje nie chcą opadać. O szczegółach pisać na razie nie będę bo na nie przyjdzie jeszcze pora. Ale generalnie bajka jakaś totalnie inna nam się wydarza choć w sumie to ciąg dalszy cały czas tej samej historii. Tyle że stwory baśniowe stoją na naszej drodze a takie sprawy nawet nam się nie śniły. Mam wrażenie, że codziennie o świcie wychodzą z mgieł wszechobecnych i przemieszczających się po naszej krainie. Potem mgły te opadają a baśniowe ludki nadal są koło nas a raczej... my koło nich i tak się toczy ta grudniowa historia, której koniec mam nadzieję będzie szczęśliwy a tak naprawdę to mam na myśli szczęśliwy początek. Tak to właśnie jest u nas wesoło ;)
Namieszałam? No raczej. Ale chwilowo palec przyciskam do ust i nic więcej z nich nie wyjdzie już.

Ponadto działają u nas chłopaki robotne i chętne. ON ma dwóch pomocników, dzięki którym prace w chacie naszej nabrały szalonego tempa. Ja sobie pod choinkę zażyczyłam od Mikołaja wykończoną łazienkę z prysznicem zatem budowniczy uwijają się jak mogą. A z prac wykonanych już to: poddasze ocieplone i wyciszone, podłogi na poddaszu ułożone, dziury przez które do dzisiaj wiał jeszcze wiatr poutykane, łazienka na dole "prawie" gotowa, schody czekają na gotowy projekt, który ostatecznie ułoży się w JEGO głowie.

Piec działa aż huczy jak szalony. Co prawda ON jest z nim bardziej za pan brat niż ja ale ciepło jest a ponieważ od dziś dziury poutykane to drzwi od kuchni wreszcie otwarte i rakietowiec grzeje cały parter. Dopiero codzienna egzystencja w drewnianym domu z bali pozwala poczuć jaki to ciepły dom. Sam piec też swoje robi bowiem raz dobrze napalony wieczorem, tli się jeszcze przez noc a potem przez cały dzień aż do zmierzchu nie trzeba palić wcale. Fakt, za oknem też jakoś straszliwie zimno nie jest ale piękne jest to, że poranki są ciepłe i człek nie musi się zrywać o świcie żeby napalić i rozgrzać dom. A byliśmy straszeni przez doświadczonych, że tak może być a w zasadzie, że będzie. Ławka kocia jest ciepła prawie zawsze a momentami pali Niuniola w cztery litery i ten musi się przenosić na gołe dechy celem ochłodzenia się.

Robót przedświątecznych u nas brak. Pierwszy raz od lat nie ma nawet kalendarza adwentowego ale widocznie taki rok nam pisany. Dzieją się za to inne dziwy magiczne i też jest dobrze. Ozdób też nie ma i nie wiem doprawdy czy będą. Wolne chwile wolimy jednak wykorzystywać na bycie razem i na ... krojenie pigwy zaległej, z której powstają hektolitry nalewki i marmolady.
No a to "bycie razem" to praca ważna i potrzebna i nie zaniechajcie tego bo stan taki grozi zawaleniem.

Tymczasem parę fot z naszego grudniowego grajdołka:-)













7 komentarzy:

  1. No, no, alez rozniecilas zainteresowanie tym wpisem!
    Teraz, kolejna relacja jest jeszcze bardziej oczekiwana :-)
    Swietnie, ze rakietowiec sie u Was spisuje.
    Trzymajcie sie cieplo

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czekam wreszcie na maila od Ciebie, co u Was, jakie plany i jak się realizuje to i owo. Ściski i Wy też trzymajcie się w cieple.

      Usuń
  2. Czekamy razem z Wami na koniec i początek.Ach....no bo tylko to ciśnie mi się na usta ,a raczej na klawiaturę ;-)

    OdpowiedzUsuń
  3. Macie śnieg? Zazdrościmy takiej zimy i gratulujemy postępu w pracach :)
    Pozdrawiamy

    OdpowiedzUsuń