piątek, 13 listopada 2015

przeczekanie

Samotność w samotni dobiega końca. Cieszę się i nie bo wszystko ma swoje plusy ale jednak radość absolutnie dominuje i doczekać się nie mogę chwili gdy On stanie w drzwiach ponownie. Samotne dni w samotni dały mi wiele pokory, zgłębienia kwestii niezgłębionych, posmakowania tego, co wcześniej nie było degustowane w moim życiu. Nabrałam więcej dystansu do życia, do tego, że jestem małym ludkiem na tym świecie i że niekoniecznie napinanie się i reagowanie wprost na różne wydarzenia to najlepsze wyjście. Sprawy drugorzędne nagle nimi się stały i staram się aby nie wypierały spraw pierwszorzędnych. Uczę się głęboko oddychać i przeczekiwać - tak.... PRZECZEKIWAĆ. To jest idealny lek na troski, na smutki, na chwilowe niepowodzenia. Przeczekanie to danie sobie czasu na to aż opadną emocje nie tylko nasze ale i innych, znikną dziwne uprzedzenia, ktoś zapomni albo zwyczajnie zaakceptuje. To dla mnie duży krok naprzód. 

Minione dni uświadomiły mi ponownie, że jestem jednak zwierzęciem stadnym i że każdy z nas jest. A jeśli ktoś jest z wyboru całe życie samotnikiem, to z pewnością wynika to z pewnych nieprawidłowości w różnych sferach, które z czasem przeistaczają się w normalność. Przyzwyczajamy się do bycia samemu ze sobą i po czasie nie pozostaje nam nic innego jak przyznać się, że jest nam tak po prostu dobrze. A potem wszelka obecność innych osób kojarzy się tylko z zakłóceniem ładu, jaki zapanował w naszym samotnym świecie, a nie jego uzupełnienie. 
Ja wierzę, że ogólnie jesteśmy stworzeniami, które naturalnie i bez skrzywień w osobowości mogą przetrwać jedynie razem, wspólnie, w interakcji, z uśmiechem, rozmową i refleksją, z hałasem, który powodują dzieci, z rozgardiaszem przy stole, z nocnymi rozmowami o życiu. Goście potwierdzają to zawsze choć nie ukrywam, że zaszywając się w swoim świecie odczuwam pewnego rodzaju komfort, że nic nie muszę i wskażcie mi palcem tego, kto nie lubi takiego uczucia. Ale co za dużo... to wiadomo. 

Tymczasem zaokiennie... buki, jawory i jesiony oddały pierwsze skrzypce genialnym modrzewiom, które wydaje się, że właśnie w tej chwili w ogóle ujawniają swoją obecność na świecie. Przez większość czasu skrywają się pod igłami innych iglastych, gdy własnie listopad jest tylko ICH czasem. Zachwycają złotem na lewo i prawo. Szaleństwo totalne. W lesie przy słonecznej pogodzie można doświadczyć deszczu z modrzewiowych igiełek, które strzepywane wiatrem wpadają we wszelkie elementy garderoby. 






10 komentarzy:

  1. Pięknie udało Ci się ująć modrzewie. Co do istoty człowieka zgadzamsię z Tobą. Myślę, że każdy z nas potrzebuje tej drugiej połówki, a samotność choć czasem potrzebna to na dłuższą metę dokucza.
    Pozdrawiamy

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. dziękuję i pozdrowienia ślę i czekam na dalsze Wasze historie, które również pięknie uwrażliwiają na otaczające piękno

      Usuń
  2. Piękne te drzewa. :-)
    Ja aktualnie jestem zmęczona życiem stadnym i chętnie oddaliłabym się w stronę jakiejś pustelni. Na chwile. :-)

    OdpowiedzUsuń
  3. Fajnie jest pobyć samemu, jeśli gdzieś tam jest ktoś... i wiemy, że to nie samotność tylko rozstanie na czas jakiś. A zwierzaki cudownie dotrzymują towarzystwa ;)
    Piękną mamy jesień tego roku i baaardzo fotogeniczną ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Fajnie fajnie... ale gwarny dom ma też swoje zalety. I dokładnie tak jak piszesz.. ta samotność ma sens tylko wtedy gdy wiemy, że jej kres jest znany i nadejdzie niebawem. Zresztą... każdy ma inny tajming. Ściski dla WAS

      Usuń
  4. Oh jak dobrze, ze Twoja samotnosc dobiega konca (nawet jesli, jak piszesz troche sie 'nie cieszysz' ;-)
    Mozesz bys z siebie dumna, ze wytrwalas. Bo to nie byla po prostu i jedynie samotnosc, to bylo samotne zmierzenie sie z nielatwa codziennoscia na Waszej Polanie (chociaz Polana jest tak bardzo wymarzona to z pewnoscia codziennosc niesie sporo trudow i wyzwan, o ktorych dyskretnie jedynie nadmieniasz.
    Trzymaj sie nadal

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie... cieszę się i "nie" :-) ale samego okresu bycia samej nie nazywałabym wytrwaniem. Wbrew pozorom to nie było trudne pod względem takiej samotnej codzienności. Wieczory i noce tak, nie zawsze były idealne - no bo przytulanka w postaci kota czasem szła sobie w swoje miejsca i nie było żywej duszy obok a to lubię akurat. ON się raczej w nocy nie przemieszcza :-). A do szurania myszy można przywyknąć :-). pozdrowienia

      Usuń
  5. Każdy potrzebuje ciepła drugiej osoby i ciszy w samotności która wzmocni to ciepło tęsknotą :)

    OdpowiedzUsuń