poniedziałek, 11 listopada 2013

lepsze i gorsze rozwiązania

Mój młodszy brat od paru tygodni mocno narzeka na ilość nauki w pierwszej klasie liceum. Trafił tam z bardzo dobrego gimnazjum, w którym też raczej luzu nie miał i myślał, że "obóz pracy" po gimnazjum dobiegł końca. Życie jednak mocno go doświadcza bo ślęczy nadal biedak nad książkami, kuje i świata poza funkcjami z matmy i niemieckimi słówkami nie widzi. Pocieszam go, że nie on jeden, że ja też, że inni i że potem tj. w dorosłym życiu nie jest wcale o wiele łatwiej a ... dorośli tak często przecież wracają do licealnych wspomnień i studenckich lat swego życia.

Każdy ma problemy na swoją miarę. Ja np. ostatnimi czasy zgłębiam problematykę dotyczącą konstrukcji niektórych urządzeń, przedmiotów tudzież rozwiązań architektonicznych w domach i mieszkaniach. Problematyka ta skupia się głównie na tym czy dany konstruktor, producent czy projektant biorą czasem pod uwagę jak ich twór będzie łatwy (trudny) w obsłudze jeśli idzie o mycie, czyszczenie, sprzątanie... no generalnie usuwanie brudu mam na myśli.
Kochani... czy myjąc lodówkę zastanawialiście się czasem po co w tych dolnych szufladkach jest tyyyyllllleeee rowków i zagłębień? Palca nie można tam włożyć nawet najmniejszego, rożek od ściereczki nie wchodzi a szczotka często też nie daje rady bo zanim włosie dosięgnie to już nasada szczotki hamuje dostęp. A tam, w tym kąciczku, rynience cholernej... jest akurat zaschnięty stary ketchup albo zgniły pomidor puścił sok i tak jak był tak zasechł. No niby można namoczyć... i czekać. Ale i to nie zawsze daje efekty.
Albo krany... Pięknie zdobione, z zawijasami, znów (o Boże!) z rowkami, gdzie kamień lubi się osadzać. Czyść to potem człowieku.
Wanny narożne. To jest dopiero koszmar. Często kran + prysznic są umiejscowione tak daleko w rogu, że aby puścić strumień wody, na wyczyszczoną powierzchnię, muszę do niej... wejść. Już od dawna pracuję bez skarpet, w klapkach, bo ilość opryskanego wodą ubrania była zatrważająca. No ale nie będą właziła do obcej wanny bosymi nogami... w klapkach? też mi się nie uśmiecha, zresztą wtedy płyn, którym czyściłam znajdzie się na podeszwie i rozniosę go po pomieszczeniu. Gimnastyka jest niezła. Niecenzuralne słowa lecą wtedy płynnie niczym ta oczekiwana przeze mnie woda.
Pralka. Tak... pralka ma przecież taką szufladkę, do której sypie się proszek, nie? Często proszą mnie moje damy abym im te szufladki umyła "bo proszek się przykleił, bo wewnątrz jest już czarno". One oczywiście nie wiedzą jak się te szufladki wyjmuje, "ale ja pewnie wiem". Tak owszem wiem, ale z tym też nie ma łatwo. Każda wyłazi inaczej, gdzie indziej naciskasz magiczny kawałek plastiku aby uwolnić pudełeczko. A jak już je uwolnisz to dopiero zaczyna się przygoda. Tam zagłębień jest dopiero cała masa. Zastanawiam się czy nie można tego było wykonać aby prościej? Lub chociaż aby było to rozbieralne, niczym plastikowe klocki, na części? Pomijam fakt, że zawsze się przy tej czynności muszę zadrapać.... F**k!
Okna dachowe. Takie do których jest bezpośredni dostęp są spoko. Otwierasz, odkręcasz na drugą stronę. Myjesz. Skończone. Ale są też takie wysoko, pod chmurami samymi prawie, do których nie masz dostępu. Ręką nie ma mowy dosięgnąć. Drabiny brak. Wejścia od strony dachu też nie ma. Syf na oknach. Stare, suche liście. A klient patrzy jakby całkiem serio chciał zapytać o to czy przywieźliśmy ze sobą skrzydła.

Tego typu zagwozdek mam masę każdego dnia. Wiem, że pewne mało wygodne rozwiązania są nieuniknione ale czasem naprawdę mam wrażenie, że autorzy odpowiedzialni za moje codzienne koszmarki nie pomyśleli w chwili procesu twórczego, o przyszłych użytkownikach a tak naprawdę o wszystkich Putzfrau, Sprzątakczach i Cleaning Lady całego tego świata.

O!

Pozdrawiam Cię Bracie!

A gdy ja sprzątam za oknem takie oto nadal procesy zachodzą...









17 komentarzy:

  1. pienkny Clematis vitalba:-)
    Och, mam te same przemyślenia nt. szufladek w lodówce i wanien. Ale zawsze może być gorzej: http://www.goredesignco.com/GoreDesignCo/Sinks.html. Endżoj jor dżob.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. na szczęście takich wyrw i roweczków nie mam do sprzątania a i zapomniałam o zasadzie "zawsze może być gorzej" :-) W dziwnym kierunku to wszystko zmierza. Niby prostota coraz bardziej nas opanowuje a jednak....
      Taka Pani od Przyrody jak Ty to jest mi zawsze niezbędna na spacerze. Muszę się doedukować bo z drzew to ja mocna nie jestem. :(

      Usuń
  2. Myślę, że nie myślą o czyszczeniu zwłaszcza, często też nie myślą o naprawianiu, a czasami nawet o użytkowaniu. Chodzi też o większą skalę. Widziałam domy zaprojektowane, jakby trochę na złość ich mieszkańcom, długie ciemne korytarze, niedające się ogrzać przestrzenie, kuchnie w których ciężko coś przygotować.
    Masz rację, że każdy ma problem na swoją miarę. Dopiero, gdy stajemy przed górą, zdajemy sobie sprawę jak łatwo było wejść na pagórek.
    Pewnie myślisz sporo o waszym domu, bardzo jestem ciekawa jaki on będzie. Wiem, że dzięki temu, że masz swoje wielkie marzenie przetrwasz wszystkie podstępne szufladki, wszystkie brudne lodówki i nabzdyczone, niemieckie panie domu, które pewnie nieźle Ci grają na nerwach. Trzymaj się

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Droga Łucjo, wiesz zapewne, że oprócz naszej walki o przetrwanie tutaj, prócz tego, że przy życiu trzyma nas marzenie pt.: Nasza Polana, prócz różnych bodźców, które codziennie pozwalają nam się podnieść z łóżka, są jeszcze tacy ludzie jak Ty, jak Górna Chata, jak Inkwizycja... jak wielu innych, którzy motywują nas i wspierają nie będąc tego świadomi. A do tego... racja!... takie szufladki, roweczki i szczelinki to naprawdę niezły chart ducha. pozdrowienia dla Ciebie i wszystkich Twoich

      Usuń
  3. niełatwą pracę wykonujesz. Ale chyba dopóki nabzdyczone Pańcie same nie spróbują - nie będą znały litości ani umiaru w wymyślaniu coraz to nowych dekoracji domowych ;) A projektanci też nie pomagają :)
    Miłego dnia! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pańci nigdy nie spróbują. Nigdy! Śmiem tak twierdzić i wiem, że tak będzie. Chyba, że jakieś niespodziewane okoliczności zmuszą je do tego. A projektanci prześcigają się w wymyślaniu nowych form. Sami pewnie nie muszą czyścić swoich tworów, więc... :-)
      uściski

      Usuń
  4. Megi Cię już wyżej pocieszyła. Ta stara prawda działa jak balsam (na mnie). Czeka na mnie bowiem lodówka i zamrażarka (której ścianki w środku wyglądają jak tara do prania.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. jak tara do prania? z powodu warstwy lodu tudzież szronu? :-) no to "współczers" :-) pozdrowionka dla Was i dla Franka

      Usuń
    2. Taka jakaś pofałdowana jak tara. Zostawiłam ją. Nie wiem kiedy będę miała "ochotę" . Dziękujemy za pozdrowionka i takoż koteczka smyramy za uszkiem.

      Nasz rudobiały Albercik został adoptowany przez sąsiada. Dobrze mu, ale nie chciałam go oddawać. Sąsiedzi zostali bez kota, bo ich kicia odeszła już za tęczowy most. Teraz się bardzo cieszą.

      Usuń
    3. Albercik poszedł pocieszać nowych swoich ludków... ale dobrze, że po sąsiedzku. Jest szansa, że jeszcze do Was wróci :-)

      Usuń
  5. Clematis velba! Więc tak się nazywa to cudo! :-)
    Ja tez jestem za powierzchniami płaskimi, płaskimi w jak najbardziej dosłownym tego słowa znaczeniu! Mam takie dwa miejsca w lodówce, że ani rusz.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. no ja lubię schodek jakiś albo trzy :-), ale gdzie schodek to schodek a gdzie płasko to płasko :-) no! pozdrowienia

      Usuń
  6. Oj kochana, nie raz zastanawiałam się nad konstrukcją wielu urządzeń ostatnio np: dobija mnie suszarka do naczyń, tą dopiero domyć bez zmywarki to nie lada sztuka :) Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. no tak, trudno suszarkę do naczyń do zmywarki niestety. Projektanci ogólnie chyba bardziej skupiają się nad tym aby było łatwo wyprodukować, żeby materiał nie był drogi a funkcje i opcje czyszczenia nie są brane zbyt często pod uwagę. Uściski

      Usuń
  7. Widzisz, Polanko, już chyba jakąś schizę mam, bom pewna by,la, że napisałam Ci wczoraj komentarz... a tylko go sobie w myślach ułożyłam ;)) Ech, zakręcona jestem... i rozdarta...
    Dawno, dawno temu sprzątałam u takiej jednej Wiedenki, bogatej do obrzydzenia... nie mieli dzieci, tylko koty - ona je nosiła w szalu - takiej chuście, jak się teraz nosi niemowlaki... i wszędzie - WSZĘDZIE - były kocie włosy, a najbardziej w pościeli (mieli jakąś sepcjalną pościel, w którą wbijał się każdy kłaczek...) i wtedy nienawidziłam kotów...
    Cięzko mi pisać, bo sobie rozchalstałam kciuka...
    Ściskam czule ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Uuuuu, a kciuk rozchlastany TAM? w R? Podczas pracy? Ech... no to nieźle skoro krew się już leje :-)
      O rety, wiesz co? Ja też kilka razy (ale dla zgrywu) kota w chustce nosiłam :-) a on to nawet lubi :-)))) Sami wariaci dookoła. Czułe buziaki

      Usuń
  8. Wyzwania "hausfraua" są wielkie. Nie cierpię myć lodówki, a zamrażalnik się domaga, bo jucha z płuc wyciekła i ohyda...Celne uwagi o długości węża prysznicowego w przypadku wanien narożnych- normalnie jakbym siebie w poprzednim domu widziała! :)
    Buźka serdeczna!

    OdpowiedzUsuń