piątek, 15 maja 2015

po portugalsku raz jeszcze

Koniec naszego pobytu w Niemczech postanowiliśmy uczcić ponowną wizytą w naszym ulubionym mieście tj. w Porto. Byliśmy tam tym razem z moją Mamą, która bardzo po woli rozkręcała się ze swym entuzjazmem do tego miejsca i miałam nawet na początku wrażenie, że nieco przereklamowałam jej to Porto i że spodziewała się po naszych wcześniejszych opowieściach czegoś więcej. To prawda, że pogoda tym razem była mocno kapryśna a to właśnie ona w dużej mierze decyduje o kolorycie tego miasta. W promieniach słońca kamieniczki, mosty i blask rzeki Douro prezentują się o wiele atrakcyjniej i pokazują w pełnej krasie wszystkie barwy. Jednak deszczowe chwile przeplatały się idealnie ze słońcem i tak manewrowała kapitalnie ta pogoda, że w efekcie ani razu nie udało nam się zmoknąć. A moja Mama z każdym dniem chłonęła to miasto wszystkimi komóreczkami i po woli dawała mu się porwać do tego stopnia, że po powrocie wyrzekła słowa, które zaskoczyły mnie najbardziej "Zawsze chciałam drugi raz pojechać do Paryża ale teraz chciałabym do Porto"

Bo to miasto ma w sobie coś, co trudno znaleźć już w innych miejscach w Europie. Nie byłam oczywiście wszędzie ale to co na początku i przez cały czas pozytywnie uderza to fakt, że w Porto nie ma prawie żadnych sieciowych sklepów. Oczywiście kilka uliczek z odzieżowymi markami znanymi w Europie można namierzyć ale nie ma marketów znanych nam z naszych polskich osiedli tudzież niemieckich przybytków. Ma się wrażenie, że Porto (o ile nie cała Portugalia bo tego nie wiem) to maleńkie rodzinne sklepiki czy to z artykułami spożywczymi, czy to piekarnie, kawiarnie czy też warzywniaki. Dodatkowo ważnym punktem na mapie miasta jest wielki bazar warzywno-owocowo-rybno-mięsny, gdzie co rano spotykają się mieszkańcy i zaopatrują tam swoje domowe spiżarnie. Turyści też mogą znaleźć tam coś dla siebie bo są tam także stoiska z pamiątkami, które jednak nie są moim zdaniem tak nachalne i kiczowate jak to czasem widuje się w tego typu miejscach.
Nie spotkałam w Porto żadnych centrów handlowych a jak już raz do jednego trafiliśmy to okazało się to ono kameralnym, niszowym miejscem, gdzie małe sklepiki z rękodziełem i lokalnymi produktami mieszają się z fajnymi kafejkami i barami z tanim, smacznym jedzeniem. Wszystko prowadzone przez ludzi, od których aż bije pasja i miłość do tego miasta.

Do tego wszystkiego nie można zapomnieć o miejscu, którego (jak zresztą większość pozostałych) sami byśmy nie odkryli, a które swoją urodą przyćmiło inne obiekty odwiedzone tym razem. Otóż jest to księgarnia Lello, która powstała w 1906 roku i do tej pory prowadzona jest przez tych samych właścicieli. Księgarnia ta zajęła TRZECIE miejsce w rankingu najpiękniejszych księgarni świata. Wcale się temu nie dziwimy.
Mówi się, że miejsce to stało się w dużej mierze inspiracją dla J.K. Rowling podczas pisania "Harrego Pottera" (mówi się... bo ja z Harrym to raczej na bakier jestem) i oprócz tego, że księgarnia zachwyca swą urodą to z pewnością ten pierwszy fakt nie pozostaje bez znaczenia jeśli idzie o ilość zwiedzających owo miejsce. Księgarnia jest stosunkowo mała, więc tłumy przewijające się przez nią każdego dnia, z pewnością nie ułatwiają zakupów. Jednak o dziwo, panuje tam dość spokojna i cicha atmosfera. Ludzie w milczeniu podziwiają przepiękne i oryginalne schody, które zdecydowanie dominują oraz witraż umieszczony na suficie, przez który do pomieszczenia wpada ciepłe światło. Ściany zdobią stare witrynki, w których nadal leżą przykurzone woluminy i nadają dodatkowo tajemniczy charakter temu miejscu.

W Porto nie ma sieciowych księgarni. Ta jest tylko kolejnym a może pierwszym dowodem na to, że stare miejsca, związane z miastem swoją historią, nadal cieszą nie tylko turystów ale przede wszystkim mieszkańców. Są potrzebne i nikt nie ma zamiaru zastępować ich klonami, które stawiają na wysoką sprzedaż i skupiają się swoją działalnością tylko na marketingowych chwytach.











Władze Porto urządziły w budynku starego więzienia Muzeum Fotograficzne, które udostępnione jest dla zwiedzających za darmo. Wnętrza są przepiękne. Grube monumentalne mury. Stare więzienne cele służą jako sale wystawowe. Wewnątrz wystawy młodych artystów a na górze stała ekspozycja w postaci eksponatów aparatów fotograficznych od tych pierwszych, do prawie współczesnych. Wspaniały przekrój historii fotografii a z okien więzienia dodatkowo piękna panorama miasta.









Porto jest miastem, które tak czy siak prędzej czy później będzie musiało znaleźć jakiś lek na tego robaka, który je zjada. Jednak to ten robak - ślad czasu widoczny na murach, na kostce brukowej, nawet na twarzach mieszkańców jest paradoksalnie bodźcem, który nas osobiście przyciąga do tego miasta. No i fado, fado, fado.
Nasza druga wycieczka nie byłaby jednak nawet w połowie tak ciekawa, gdyby nie obecność Doroty, która znów nas pięknie ugościła i była blisko nas służąc wiedzą i serdecznością na każdym kroku. To Anioł nie człowiek. Chodząca encyklopedia o Porto. Mamy szczęście do dobrych ludzi.






4 komentarze:

  1. Fajnie się czytało. Szkoda, że tak krótko. Można by się w Porto zakochać nawet poprzez Twoje pisanie o nim! :)
    Wierzę na słowo, że takie jest i właśnie jakie ważne jest to, że mieszkańcy szanują takie stare piękne miejsca..
    A co do Harrego Pottera- nie słyszałam czym się inspirowała J.K. Rowling ale to miejsce ze zdjęć i Potter mają coś wspólnego ;)
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A jednak coś w tym jest bo wiele osób, znających Harrego a nie znających tejże księgarni, mówi podobne stwierdzenia.
      A że krótko??? Mnie się wydawało długawo tym razem :-) pozdrowienia

      Usuń
  2. Myślę, że nie długo :) to ja czasem plotę u siebie coś od rzeczy długo o! ;)
    Księgarnia to istne cudo! Niesamowite miejsce.
    Pozdrowienia! :)

    OdpowiedzUsuń
  3. a u nasz Portugalscy sąsiedzi mieszkają muszę ich zapytać o Porto, pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń