niedziela, 10 sierpnia 2014

podróż

Muszę co jakiś czas dotknąć własnej Ziemi, Ojczyzny, powąchać jej zapach i odzierając ją ze wszelkich polityczno-społeczno-aferowych wątków, cieszyć się nią, wąchać i być przez chwile jej częścią. To mnie oczyszcza, dodaje sił, energią otacza i po prostu pozwala wytrwać dalej w tym co już niebawem dobiegnie końca. Teraz już nie o ciężką pracę idzie ale o cierpliwość i godność w trwaniu na emigracyjnym garnuszku.
Lecę do NIEGO, do nich... do Przyjaciół, do owoców na straganach, do uśmiechów najlepiej na świecie znanych, do korków w stolicy, do dróg nieukończonych, do kierowców co to nie będą lubili mnie na rowerze przed maskami ich samochodów... Lecę uskrzydlona. 

2 komentarze:

  1. Dobrze, ze masz skrzydla :-)
    Mnie ich chyba zabraklo w czasie ostatniego pobytu w Ojczyznie, nawet 'najlepiej znane na swiecie' usmiechy Przyjaciol nie pomogly i bardzo mnie polska rzeczywistosc przygnebila...
    Pielegnuj swoje skrzydla!

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja za chwilę też lecę :) Autostradą!

    OdpowiedzUsuń